sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział VII

Rozdział VII
Co myśli Jake?”
   Następnego dnia rano pani Pomfrey stwierdziła, że Ellen wystarczy już lenistwa. Odpuściła jej jednak pójście na lekcje, zamiast tego wysyłając ją do dormitorium. Dziewczyna ucieszyła się, wiedziała, że łatwiej będzie jej unikać Matty’ego w cichym dormitorium. Bała się jednak tego co powie jej przyjaciółka. Po nocnej wizji nie miała pewności czy chce poznać prawdę.
      Kiedy weszła do dormitorium Laura była już w łazience skąd dobiegał głośny szum prysznica. Ellen postanowiła się przebrać. Miała dość leżenia w tych samych ciuchach przez całe 2 dni. <klik>
W końcu drzwi łazienki otowrzyły się i z jej wnętrza wyszła ubrana w sukienkę <klik> Laura. Ellen uśmiechnęła się sztucznie gdy przyjaciółka mocno ją uściskała.
         Gdy w końcu się póściły mina Laury była surowa. Chciała jak najszybciej dowiedzieć się co stało się Ellen i natychmiast zaczęła to z niej wyciągać. Panna Yaxley nie spieszyła się jednak do wyjaśnień, olewając prośby i błagania przyjaciółki rzuciła tylko „Pani Pomfrey kazała mi coś z jeść” i wyszła z pokoju. Rada nie rada Laura natychmiast ją dogoniła jeszcze w drodze do Wielkiej Sali próbując coś z niej wyciągnąć. Ellen była jednak zbyt skupiona na modlitwie o to by na śniadaniu nie było Matty’ego. Jednak jako, że nigdy nie była zbyt gorliwą chrześcijanką Bóg nie raczył wysłuchać jej prośby.
           Gdy tylko weszły do Wielkiej Sali przy stole krukonów zapanowała cisza. Po chwili Matty wstał i ruszył w ich stronę. Przerażona Ellen szybko pociągnąła Laurę za rękę siadając z nią przy najbliższym stole, nie zwarzając nawet na to, że był to stół Puchonów. Szybko nałożyła sobie naleśnika i zasłaniając się włosami zaczęła konsumpcję.
-Ej, wiedziałam, że jesteś głodna, ale żeby aż tak? – roześmiała się sztucznie Laura starając się trzymać pozory normalności.
Trzeba przyznać, że nieźle jej się to udawało. Do niedawna wpatrujący się w nie jak w kosmitów, puchoni, odwrócili wzrok i zajęli się swoimi sprawami. Nawet przy stole krukonów powoli zaczęły wznosić się rozmowy. Jednak nauczyciele oraz Ślizgoni, a także oczywiście Matty wciąż byli nimi zafascynowani.
W końcu gdy zaczęły przepychać się i udawać, że dobrze się bawią nawet oni dali sobie spokój. Większość uznała pewnie, że dwie zabłąkane ślizgonki przegrały jakiś głupi znak. Ostatecznie nawet Matty oklapł z powrotem na swoje siedzenie.
Właśnie w tym momencie gdy wszystko już prawie wróciło do normalności coś musiało się zepsuć. Wraz z poranną pocztą na stół ślizgonów opadł elegancki, biału puchacz należący do Scorpiusa.
Chłopak z uśmiechem rozpakował przywiązany do nóżki list najwyraźniej spodziewając się kolejnej wiadomości od jakiejś dziwnej psycho-fanki, którą mógłby potem zaliczyć i powyśmiewać.
Mina zrzedła mu już po pierwszym słowie. Zbladł jeszcze bardziej niż zwykle, a z jego oczu znikł pogardliwy blask. Ellen przyjrzała mu się dobrze zastanawiając się jak zareaguje jego świta. W momencie gdy Irine złapała go za rękę chłopak wyrwał się i szybko podarł list nie dając go Jake’owi do przeczytania. Uśmiechnął się drwiąco i powiedział coś czego Ellen nie dosłyszała, jednak jego słowa sprawiły, że teraz to jego przyjaciele zbledli. Wtedy właśnie Matty odważył się znów do niej podejść.
-Możemy pogadać? – spytał gdy dotarł do stołu Puchonów.
-Yyy... możemy nie teraz? Jestem strasznie głodna, a pani Pomfrey kazała mi się najeść. – próbowała się wykręcić Ellen.
-Proszę... Mieszkasz teraz obok kuchni, a skrzaty wręcz skaczą z radości gdy tylko mogą kogoś nakarmić. – nie ustępował.
Czyjś krzyk uwolnił ją od odpowiedzi. Wszyscy nauczyciele znajdujący się w Sali poderwali się z miejsc wraz z uczniami. Po chwili pół Hogwartu stało już w Sali Wejściowej ze zdumieniem i zaciekawieniem przyglądając się rozgrywające się przed nimi scenie.
Ellen wytrzeszczyła oczy widząc, że bierze w niej udział jej wybawicielka, a potem szczęka opadła jej do podłogi gdy zobaczyła kogo osłania.
Scorpius Malfoy celował w nią różdżką ze złością próbując przewiercić ją spojrzeniem kiedy ona zasłaniając Sandy Malfoy próbowała przemówić mu do rozsądku. Żadne z nich nie zważało na to, że otacza ich pół szkoły. Sandy płakała rzewnie mamrocząc coś pod nosem, brzmiało to trochę jak przeprosiny, ale nikt nie skupiał się na tym za bardzo bo wszyscy wiedzieli co jest najważniejsze.
-Zabiję ją rozumiesz?! Jeśli wcześniej będę musiał zabić ciebie to zrobię to! Jesteś tylko jakąś cholerną krukonką i nic nie obchodzi mnie to co myśli o tym Jake!!! – darł się Scorpius.
-Nikogo nie zabijesz debilu!!! Ona nie miała pojęcia co robi!!! To DZIECKO! – darła się Luna najwidoczniej nie rozumiejąc drugiej części zdania młodego Malfoya.
-Jebie mnie to! Może sobie być kim chce! Rozjebała mi życie!!!
-To twoja SIOSTRA! I jej życie też właśnie legło w gruzach!!!
-Gruz to ty sobie możesz żreć, Suko!!!
-Sectumsempra!!!
Wszystko zdawało się dziać w zwolnionym tempie. Gdy promień wystrzelony z różdżki Jake’a trafił w Malfoya ten opadł z hukiem na podłogę zdąrzywszy jeszcze w locie wybałuszyć oczy. Popadł w drgawki gdy z jego ciała zaczęła ulatniać się krew. Przerażeni uczniowie stali jak sparaliżowani wpatrując się w wykrwawiającego się chłopaka. Tylko jedna osoba zachowała trzeźwość umysłu i była nią właśnie Ellen na którą z jakiegoś powodu nie działały takie widoki. Dziewczyna ruszyła do przodu po drodze wyjmując różdżkę. Krzycząc do Luny żeby odpędziła tłum uklękła przy Malfoy’u.
-Evecto memorien! – wyszeptała przykładając różdżkę do najgłębszej z ran, a następnie robiąc to z każdą kolejną.
Sekundę później obok niej stali już wszyscy nauczyciele z panią Pomfrey na czele. Lekarka wyczarowała nosze i razem z Flitwickiem ruszyli do Skrzydła Szpitalnego. Blada jak ściana dyrektorka opierała się o Filcha, a profesor Longbottom zdawał się być z lekka nieobecni. Pozostali nauczyciele wciąż rozganiali uczniów nakazując im słuchać się swoich prefektów. W końcu ocknął się nawet profesor Longbottom i pochylił się pomagając Ellen wstać.
W korytarzu była więc już tylko ona, Jake i nauczyciele, oraz wielka plama krwi Malfoya. Sandy i Luna również zniknęły.
Nagle zapadła cisza. Jake wciąż stał na swoim miejscu zbyt oszołomiony tym co zrobił by choćby się poruszyć. Ellen również wmurowało w ziemię, wzrok miała utkwiony w swoich zachlapanych Malfoy’owską krwią, dłoniach.
-+100 punktów dla Slytherinu za natychmiastową reakcję, Panno Yaxley, ale teraz może pani już odejść... – wydukała w końcu dyrektorka.
Ellen kiwnęła drętwo głową mrugając szybko aby odzyskać kontakt z rzeczywistością. Czuła, że nogi ma ciężkie jak z ołowiu mimo, że cała drgała jak galaretka. W końcu z wielkim wysiłkiem zaczęła iść do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Gdy tylko odeszła Jake padł na ziemię.
~*~Kilka minut później~*~
-Dlaczego zawsze ty? – spytała Laura gdy obie, wciąż oszołomione, siedziały w Pokoju Wspólnym.
-Kłopoty mnie lubią. – spróbowała zażartować Ellen, ale jej smutny ton wzruszyłby nawet zombi.
-W takim razie już koniecznie musisz mi opowiedzieć co wydarzyło się przed wczoraj. – odparła stanowczo Laura.
Nerwy Ellen puściły. Mocno ścisnęła poduszkę i powoli zaczęła opowiadać swoją historię. Laura nie przerywała jej i jedynym dowodem, że słuchała była jej z każdą minutą coraz bledsza, twarz. W końcu Jagger była już tak blada, że Ellen musiała przestać z obawy przed reakcją przyjaciółki.
-Wszystko w porządku? – spytała patrząc w jej ciemne oczy.
-Tak. Po prostu... opowiadaj dalej.
-Okey. No więc wtedy ja powiedziałam mu, że nie musi dalej mówić, że go rozumiem. Chciałam go pocieszyć, pomóc mu. Tyle, że on się wkurzył. Mocno, zaczął wrzeszczeć żebym się wyniosła, nawet groził mi różdżką. Naprawdę się bałam więc uciekłam. To właśnie przez to niezauważyłam, że schody mi uciekły...
-Luna uratowała ci życie... – zauważyła Laura – chyba masz teraz okazję się jej odwdzięczyć.
-Co? – nie zrozumiała Ellen.
-No wiesz... emocje już troszkę opadły więc może przetrawiła już słowa Malfoy’a. – sugerowała dalej Laura.
-CO?!
-Och błagam cię, El.! Nie udawaj głupiej. „Jesteś tylko jakąś cholerną krukonką i nic nie obchodzi mnie to co myśli o tym Jake”...
-Chcesz powiedzieć, że...? – zapytała niedowierzająco Ellen. - Nie... to nie możliwe.
-A jednak. Kocha się w niej od pierwszej klasy...
-Jake?! Ona jest przecież przykładną puchoneczką...
-Och błagam Cię. Z Jake’a jest totalny słodziak i romantyk, jest jeszcze słodszy niż Irine.
-Thy... To chyba nie jest trudne. – prychnęła Ellen przypominając sobie zawsze dobrze ubraną dziewczyne, która według niej była po prostu wredną suką.
-Oj Ellen, Ellen. Zmieniłabyś zdanie gdybyś tylko zobaczyła Irine w akcji. Ta dziewczyna to najsłodszy cukier... – roześmiała się Laura.
-Hahahahahahahahahahaha... Mów mi jeszcze. Już prościej byłoby znaleźć słodkiego pająka.
-Och, El. Widać, że jeszcze się nie poznałaś na tej paczce.
Ellen tylko się roześmiała. Czuła, że od nadmiaru myśli pęka jej głowa i nie było to zbyt miłe uczucie, więc choć przez chwilę cieszyła się śmiechem. Nic nie rozumiała. Jak Jake’owi mogła podobać się Luna? Owszem była słodka, śliczna i miała niesamowity charakter, ale do cholery! Była puchonką! No, ale jeśli to nie była prawda to co mu odbiło kiedy zaatakował Malfoy’a? No i jeszcze co takiego zrobiła Sandy, że Score był na nią aż tak zły?
-Masz może aspirynę? – zapytała w końcu łapiąc się za głowę.
-Nie mam. A teraz nie na to czas. Muszisz iść do Luny. Ta dziewczyna jest pewnie teraz tak samo zagubiona jak Ty... – zasugerowała Laura, zastanawiając się czym jest rzekoma „aspiryna”.
-Tylko... obiecaj, że kiedy wrócę wszystko mi wyjaśnisz.
-Obiecuję. A teraz leć!
Ellen kiwnęła głową i wyszła z Pokoju. Ludzie, których mijała schodzili jej z drogi i szybko uświadomiła sobie dlaczego. Na jej rękach wciąż widać było zaschniętą krew Malfoy’a. Stojąc już pod wejściem do Pokoju Wspólnego Puchonów zaczęła ją nerwowo skubać uświadamiając sobie, że nia ma pojęcia jak tam wejść. Właśnie w momencie gdy miała zrezygnować i odejść, drzwi same się otworzyły.
Pchana rozpędem Luna, wpadła na nią i natychmiast mocno ją przytuliła. Ellen czuła jak jej ubranie mięknie od łez.
-Ej! – krzyknęła delikatnie odpychając dziewczynę. – Lubię tą bluzkę.
-Przepraszam... – siąknęła dziewczyna – Po prostu... Martwię się o Jake’a...
-O Jake’a? Z tego co pamiętam to Malfoy oberwał Sectumsemprą prosto w serce...
-No właśnie!!! Więc co jeśli go wywalą?!
-Malfoy’a?
-JAKE’A!!!
-A... Nie wiem, ale czemu Cię to obchodzi? – dziwiła się Ellen.
-Och, błagam Cię, El.! Serio nie widzisz jak on mi się podoba?!
-Och... w takim razie rzeczywiście nienajlepiej jeśli go wywalą...
-Spokojnie. Nigdy mnie nie wywalą.
Obie dziewczyny odwróciły się natychmiastowo, mimo że nie było im to potrzebne do rozpoznania głosu. Za nimi stał Jake i uśmiechał się szeroko mimo wciąż rozbieganych i przerażonych oczu. Ellen stała jak zamurowana z jednego powodu: nie rozumiała jakim cudem chłopak wciąż przed nimi stoi? Przecież powinni go przynajmniej zawiesić. Luna miała tych powodów o wiele więcej. Jej serce szalało z radości i nie dowierzania. W umyśle raz po raz wybuchały kolorowe fajerwerki wyganiające wszystkie logiczne myśli. W końcu nogi zaczęły drżeć jej jak z waty i dziewczyna padła w dół w ostatniej chwili złapana przez Jake’a.
-Jakim cudem...? – udało się wreszcie wykrztusić Ellen gdy całą trójką byli już w Skrzydle Szpitalnym.
-McGonagall odczytała moje myśli i ostatecznie uznała, że mój czyn był wystarczająco szlachetny by nie wywalić mnie z Hogwartu. – odparł chłopak głaszcząc nieprzytomną Lunę po czole. – Ale mam szlaban do końca roku. Na Quidditch’a, na Hogsmeade i cotygodniowy dyżur u Filcha.
Ellen pokiwała głową i spojrzała w kierunku zasłoniętego parawanami łóżka, stojącego po przeciwnej stronie sali najdalej jak to możliwe od nich. Jake pochwycił jej spojrzenie i natychmiast spochmurniał.
-Irine z nim jest. Obiecała, że gdy tylko się obudzi postara się wytargować mi choć 10 minut życia.
-Sekund chyba... – Odparła Ellen.
_________
No więc: z kompem już wszystko w porządku tylko z moją weną gorzej. Mam jednak nadzieję, że mimo wszystko rozdział jest w miarę Ok. O komentarze prosić nie będę, nie ukrywam jednak, że miło się je czyta i są niezłym paliwkiem. Rozumiem jednak, że nie każdemu się chce. Szkoda, ale trzeba z tym żyć.
W każdym razie życzę miłego czytania i cierpliwości :3

~Sówka ;)  

4 komentarze:

  1. Opłacało się czekać. z twoją weną nic niema rozdział jest ZAJEBISTY i w ogóle człowieku proszę cię dodawać te rozdziały szybciej!

    OdpowiedzUsuń
  2. JEEEEEEEEE! No na reszcie! Dziękuję Ci człowieku! Ja tu sobie siedzę, zastanawiam się nad życiowymi rozterkami, paczę na fb, wchodzę w link i jestem znowu heppy. Te dzięki jest za to, że mogłaś mnie odciągnąć super płynnym stylem pisania i niesamowitym charakterem Ellen od rozmyślań. Jeszcze raz dzięki. Życzę ci tego, abyś dostała wiadro (takie wielkie!) weny, napiła się z niego wielkimi łykami i napisała szybciutko kolejny rozdzialik :) Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję. :D

    Pozdrawia (naćpana szczęściem) Alexia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matkoooooo! Teraz to ja dziękuję, serio. Bożeeeeeee teraz też jestem naćpana szczęściem. To takie cudowne jak ktoś docenia to co robisz i jeszcze pisze o tym w taki sposób...... Cudowne ^^ Serio <3 Kocham Was obie i obydwu dziękuję, że tu jesteście, bo bez Was nic z tego by nie istniało <3

      Usuń
    2. Dziękuje w imieniu moim i Naćpanej :P. Kochamy twoje notki i obie jesteśmy całe heppy jak określiła Naćpana. Dodawaj notki częściej prosimy!!!! Niewiem ustal sobie jeden dzień w tygodniu np: Niedziele na dodawanie notek. Ty z twoim płynnym ( jak rzeka po ulewie) stylem pisania i cudownymi postaciami ( z czego jedną ja wymyśliłam ) i kiedy wpleciesz niebieskie pączki?? Kochajmy Sowę i czytajmy blog

      Luna&Naćpana

      Usuń